Oto jest dziecko moje najpiękniejsze i, co wciąż w głowie mojej próbuje się niezbyt skutecznie zmieścić - dwuletnie. Bycie mamą, to życie wśród nieustannych zmian, to permanentne doświadczenie tezy, o tym, że niczego pewnym być nie można. Z amatora potraw wszelakich bez wyjątku, mała W. stała się smakoszem bardzo wybrednym, a im więcej serca i umysłu wkładam w kuchnię, tym częściej zostają me starania odrzucone. Taki sobie na przykład krem z cukinii i buraków. Myślę sobie: różowy - z pewnością będzie to punkt dla mnie, zupa dla księżniczek powiem - myślę sobie. I co? I z podłogi tę królewską zupę trzeba było zbierać. Mała W. uwielbiała też niegdyś swoje łóżeczko, teraz natomiast składem na pościel w sypialni się stało, bo córka nasza na dobre wprowadziła się do naszego (mogłabym powiedzieć małżeńskiego-ale przecież się ośmieszę ;)) łoża. Co zaskakujące, wszystkim nam od tej pory żyje się lepiej. Sen spokojniejszy, wieczorne rysowanie sobie po brzuchach relaksujące, a sama Mała W. jakby darząca nas uczuciem większym, częściej się tuli i miłość wyznaje. Mowa mojego dziecka wprawia w osłupienie lokalnych filozofów i dumą moją mogłabym ogrzewać balon podczas lotów widokowych nad miastem. Są jednak tacy, którzy pewnie w me słowa nie wierzą, bowiem dziecko me widzieli i do gaduł by go zaliczyli. Mała W. stała się wstydnisiem niebywałym, co w obliczu nieznajomego wypowiada jedno słowo mieszczące w sobie dosłownie wszystko: MAMA :). Ci szczęśliwcy jednak, których dziecię moje wpuści do świata zabawy po małym zapoznaniu boki zrywają, bo dobór słów tej młodej panny bywa co najmniej wesoły.
Aranżujemy przyjęcie. Ja, ciocia zwana Maltą i Wanda. Rozkładamy plastikową zastawę, z pustego w puste przelewamy niewidzialną kawę. Nagle mała W. wstaje od stołu, kroki swe kieruje w stronę salonu, gdzie ojciec stacjonuję i woła "Emil, zjesz z nami?".
Mała W. siedzi w swym foteliku, rysuje bodajże, ja krzątam się po kuchni, coś sprzątam, coś w garach doglądam i słyszę niespodziewanie: "Jesteś spaniałą mamką". Jak się na pewno domyślacie, moje serce już samo się przeistoczyło w potrawkę podaną na zdobionym talerzu.
Leżymy w łóżku, szykujemy się do drzemki. Wandzia chętnie by jej uniknęła, dlatego szuka podstępu, jak dać nogę. Mojej teściowej ostatnio powiedziała: "Babciu, ty sobie odpoczywaj, a ja poczekam w salonie". Mnie natomiast chciała wziąć sposobem.
- Mamusiu, ja Ci przyniosę ciastko.
- Nie chce Myszko, teraz idziemy spać.
- A scesz jabłko?
- Nie.
- A kindelka?
- Nie.
- A jogult natulalny?
- Nie. (Moja powaga rośnie wraz z granicą cierpliwości)
- A ... cebulę? (Po powadze :))
Haha jest przeboska! :) Te dialogi, pierwsza klasa! Wspaniały to czas, gdy pociechy tak zaskakują! U nas też upodobania zmienne, Syno niejadkiem się stał z dnia na dzień prawie, do łóżka przywędrowywał, a teraz tylko jego własne się liczy, do przedszkola polubił chodzić, a teraz kaszel symuluje, by w domu zostać. Ot, taki los matek, musimy być gotowe na ciągłe zmiany! :)
OdpowiedzUsuńNo i uśmiałam się:D Piękna Wandzinka, rozwija się niebywale pięknie! Pięknie o Was piszesz i nawet nie-a-jednak-małżeńskie łoże do mnie przemawia:D Wszystkiego dobrego doskonała mateczko!
OdpowiedzUsuń