Okrągły rok (ciekawe określenie, szczególnie w fazie wizualizacji ;)) temu, czekając na autobus, który dowieźć miał na nas na Cmentarz Komunalny postanowiliśmy z E., jak to mówią niektórzy ku mojej uciesze, "wrzucić coś na ruszt" i zatrzymaliśmy się w niedużej knajpce przy ratuszu. Dekoracją oczywistą w tym okresie w niniejszej restauracji były rzecz jasna wydrążone po brzegi dynie "straszące" gości. W konsekwencji tego widoku wywiązała się miedzy nami zabawna i dość absurdalna rozmowa.
Ja: Kurde, właściwie to mogliśmy sobie taką dynię sprawić, w sumie fajne światło pewnie wieczorem daje.
E: No tak, mogłem kupić, bo jak jeżdżę w trasę, to sprzedają przy drodze takie gotowe.
Ja: Ale gotową taką? Przecież cała frajda we wspólnym przygotowaniu. Samemu trzeba zrobić...
E: No, to już w przyszłym roku zrobimy.
Ja: W przyszłym roku to już z dzidziusiem.
E: No, ale dzidziuś jeszcze nie będzie umiał.
... chwila ciszy. Śmiech.
Nie mamy w tym roku dyni. Najzwyczajniej w świecie nie było czasu, żeby ją kupić. Jesteśmy ostatnio wciąż w biegu, frustrującym, nerwowym biegu. Gdzie jest ten czas?
Tak, wiem. "Ten czas" ma teraz katarek i właśnie drzemie. "Ten czas" zjadł ostatnio swoje pierwsze chrupeczki przemieniając się w stworka pachnącego rozkosznie kukurydzą, "ten czas" jest taki piękny w kąpieli i jest miłością ogromną, co powala na kolana dnia każdego.
Cudownie to opisałaś :)
OdpowiedzUsuńja wszystko liczę "za rok o tej porze" - chodzenie po deszczu w kaloszach, dynia i inne przyjemności... W tym roku także na nic nie starcza czasu. Tylko światełka na choinkę postanowiłam zakupić kolorowe.
OdpowiedzUsuń