niedziela, 7 października 2012

kar mienie


Jak wielu z nas pragnę wierzyć, że zafundowany ludzkości przeze mnie dobry uczynek obiega kulę ziemską i uderza ze zdwojoną siłą w moją (w pełni na to przecież zasługującą) osobę. Założenie o istnieniu karmy pomaga przetrwać wiele życiowych zawirowań, chociażby na drodze miłosnych uniesień. Myśl, że tym, co nam serce złamali owa karma dobierze się któregoś dnia do przysłowiowej dupy nadaje cierpieniu element słodkiej goryczy. Wierzymy, więc, że jest - siła, co nas skarze i nagrodzi w zależności od charakteru działań naszych. Opowiem teraz dwie krótkie historie.

1. Z końcem lata dumnie maszeruję trasą rowerową, pchając przed sobą spacerówkę, w której W. jest po raz pierwszy. Wózek ustawiony jest tak, aby W. widziała krajobraz, w czego konsekwencji ja nie widzę, co wyrabia - ten układ jednak jej odpowiada bardziej (nie pojękuje). Podjeżdża do nas na rowerze dziadzio, zagląda do owej spacerówki i w te słowy rzecze: "Nie zgubiła Pani bucika?". No cóż - bucika nie, bo w ogóle ich nie ubierałyśmy, ale  skarpety w istocie nie ma. Oglądam się za siebie - leży w oddali - czerwona i porzucona. Już chcę zawracać, ale dziadzio oferuje się: "Ja pani przywiozę". Śledzę zatem, jak bohatersko zmierza w kierunku naszej zguby. Starszy pan podjeżdża do skarpetki i ... przewraca się. Biegniemy do niego, on otrzepuje się, zapewnia, że nic mu nie jest. Wiem swoje, upadł na bark i głowę - musiał odczuwać nie mały ból.

2. Stoję pod drzwiami mej klatki. Przede mną dumna i ciężka Wandzia panuje nam miłościwie w nosidełku. Nie mogę znaleźć kluczy, pocę się i denerwuje. Wtem drzwi otwierają się - Pani sąsiadka wraz ze swym yorkiem akurat wychodzą na spacer. Kobieta przytrzymuje drzwi, żebyśmy mogły władować się do środka. Dziękuję jej, a na twarzy wypisane mam "tak, to Ty jesteś tym aniołem, zesłanym mi tutaj, na to miejsce, właśnie wtedy, kiedy Cię tak potrzebuję" ;). No... i tak uśmiechamy się do siebie, ja z W. wchodzimy, sąsiadka trzyma drzwi i nagle ...  pisk przeraźliwy  - okazuje się, że przypadkowo nadepnęłam jej yorka.

I co Wy na to ?

6 komentarzy:

  1. Haha jakiegoś pecha przynosisz widocznie ;) Ale po prostu to nie był och czas na powrót dobra, może jeszcze muszą nieco poczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja myślę, że to, co czasem przydarza nam się złego może mieć w ostatecznym rozrachunku zbawienne skutki. Kiedyś znajomi wygłupiali się i siłowali na rękę, podczas tej potyczki koledze złamała się ręka. Niby pech, ale u lekarza się okazało, że miał torbiel na kości i dobrze się stało, że ją wykryto.
    Inny znajomy miał wypadek wracając z dalekiej trasy do domu, odpadło mu koło. Do dziś mówi, że wydarzyło mu się to w najlepszym czasie, bo kolo odpadłoby i tak, a w momencie kiedy odpadło był akurat w takim miejscu, że samochód zjechał dość bezpiecznie w pole. Gdyby zdarzyło się to chwile wcześniej lub później to prawdopodobnie zabiłby się na drzewie. Także kto wie, może gdyby Twoi "dobroczyńcy" nie zachowali się tak jak się zachowali, to być może czekałoby na nich coś dużo gorszego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja, bardzo,ale to bardzo fajne spostrzeżenie.dzięki

      Usuń
  3. Okrutna Ty;)
    Zgadzam się z angel.

    OdpowiedzUsuń