niedziela, 22 stycznia 2012

część pierwsza.

            Cierpię na zastój natchnienia, odwilż najwidoczniej daje się we znaki. O tym poście myślę już kilka dni i wiele razy redagowałam go w myślach, nawet siadałam do niego już kilkukrotnie. Wszystko to jednak okazało się być niewystarczające, może ta godzina będzie mą szczęśliwą ;).
            Otóż bardzo często moje myśli biegały w ostatnich dniach wokół tematu codzienności, a konkretniej rzecz ujmując (jeśli się to uda ;)) wokół sytuacji i zdarzeń różnej maści, które tą codzienność tworzą.
             Jednym z rodzajów wyznaczników naszego dnia codziennego są zapętlenia czasu. Mówię tu o takich drobnych sytuacjach, które sprawiają, że każdy z nas czasem zauważa w swoim życiu syndrom "dnia świstaka". Ja na przykład zbliżając się już do przedszkola, w którym pracuję mijam starszą panią, przed którą szybkim, acz drobnym kroczkiem biegnie niewielki biały piesek (typ parówkowy:)) dumnie prezentując rudą łatę na oku, która upodabnia go do pirata, co, w jego mniemaniu nadaje mu chyba animuszu ;). Owa sytuacja ma miejsce każdego dnia od poniedziałku do czwartku o godzinie 12.45. Każdego dnia też ja niezłomnie cmokam w jego kierunku, co kompletnie nie rusza ani pieska, ani babci. Ja jednak darzę ich swoistą sympatią, właśnie z racji tego, że są wyznacznikiem mojej codzienności.


            ponieważ rozochociłam się w pisaniu "rozprawki o codzienności" ;) podzielę moje przemyślenia na części, żeby nikt, kto zobaczy nadmierną ilość tekstu nie zniechęcił  się za w czasu :)

2 komentarze:

  1. Zaintrygowałaś mnie tą częścią. Zdecydowanie czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń