niedziela, 25 stycznia 2015

Coś się stało. Coś się wypaliło. Nie ma ognia, co mógłby choć słomę podpalić. W strefie komfortu gniazdo wiję nieustannie i tak się moszczę i złoszczę na przemian. Styl mam bezpieczny i stroju i słowa i nie chcę tak dalej, lecz dalej innego się boję.
Choć przeczuć posiadanie pachnie mi słabością, to chyba gotowa powiedzieć jestem, że je mam. Bo jawi mi się ten rok determinacją, co spłynie na mnie cudownie i swego dopiąć pomoże.
Chodzą pogłoski, że 3 magiczną liczbą bywa. Jak więc się kłócić z tym matematycznym splotem, co nakazał w tym roku córce mej 3 lata skończyć, mnie dokładnie 10 razy więcej, a ów trójkę przez 2 mnożąc uzyskać wynik ciągłości związku rodziców Wandzinych?
Więc, co? Coś jednak jest na rzeczy, coś w powietrzu wisi i spadnie w końcu, a jak już spadnie, to choćby poturbowane i ubłocone, niech mnie szuka, niech puka do drzwi moich natarczywie i imię me niech woła tak długo, aż nie zmądrzeję i nie otworzę i nie powiem "Dobra, wsiadamy, odpalamy, lecimy w ten kosmos, zobaczmy go w końcu".


A to jest najfajniejsze dziecko świata. Uważa, że jest kotkiem, zjada owsiankę z dokładką, kocha muminki i każdego dnia zabija swoim dowcipem, śmiechem i inteligencją. Cóż z tego, że ów dziecko cukier rozsypuje i wciąż zdarza się mu siknąć z majtki...przecież "Kotek nie chciał".
Wando najdroższa jesteś totalnym czadem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz