sobota, 1 lutego 2014

ład

Porankami, kiedy jedną dłonią płuczę bluzę z gustownym popiersiem świnki Peppy z powidoków konfitury wiśniowej, drugą myję zęby, bądź staram się nakreślić jakimś cudem, bo w sąsiedztwie tajfunu noszącego imię mojej córki, kreskę na górnej powiece, a biodrem przytrzymuję szafkę pod umywalką, żeby wspomniany tajfun nie narobił spustoszenia w domowej chemii, mam wrażenie, mówiąc zwięźle, że zwariuję. Mimo wiszącego nade mną białego kaftanika mam czas marzyć Moi Mili. Tak, marzę, o niani-robot z Jetsonów lub też skromniej - o chociażby trzeciej ręce.

Odkryciem moim w ostatnich dniach jest jednak fakt, że ten tajfun, nadający mojemu życiu rytm, obnażył stronę mnie, która wydawała się nie istnieć. Okazuje się, że ja brylująca niegdyś roztargnieniem i fajtłapowatością (owszem, nie sądzę, żeby to słowo istniało ;)) kocham organizację. Jak to się stało, ja się pytam wręcz natrętnie, że koszulki na ramiączkach nie mogą leżeć na tych z krótkim rękawem, w lodówce coraz mniej minionej daty, a wieczorne sprzątanie zabawek, które, mimo wielokrotnych gróźb i próśb nie zostały odłożone na swoje miejsce przez głównego użytkującego, napawa spokojem i spełnieniem?

Choć zalegające we mnie resztki awangardy ;) nie chcą na to pozwolić, to odważnie stwierdzam, że zatracam się w tym ładzie bez pamięci :).


Poniżej mój tajfun, ład, bałagan i porządek, początek mój i koniec, moje dziecko :)






6 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo jest podobna do Ciebie!

    Życzę tej trzeciej ręki;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, calym moim sercem czuję, mam podobnie. Moja torpeda Ludvik i iskrzacy sie dopiero plomien w polrocznej drugiej latorosli Johana, tez daja popalic... dlatego tez dolaczam sie do marzeń, bo dzięki nim szczesliwszy ponoc człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się pytam: Jak to możliwe, że z biegiem lat, ta cała ewolucja nie sprawiła, iż przy okazji ciąży nie rośnie automatycznie dodatkowa para rąk, skoro brzuch tak okazały i tyłek wyrosnąć potrafi. I zwracam się z kategoryczną żądaniem o naprawienie tego niedopatrzenia

    OdpowiedzUsuń
  4. O, tak! Tylko dzięki organizacji biały kaftanik wciąż jeszcze wisi... w przeciwnym razie sama bym w nim dawno utonęła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. bo sprzątając wieczorem wiesz, że dzień chyli się ku końcowi i stąd ten spokój :)

    OdpowiedzUsuń
  6. starzejesz się kochana lub jak wolisz dojrzewasz - choc to akurat kojarzy mi się z serem i pleśnią, więc chyba lepiej sie jednak starzeć.

    OdpowiedzUsuń