Nasza wirtualna nieobecność spowodowana była zassaniem naszych postaci przez tzw. "real". Podczas gdy mój małżonek bezustannie i po partyzancku walczył o jakość podłóg naszego nowego lokum, ja wraz z mą latoroślą spędzałyśmy tydzień u latoroślinnego dziadka :). Wakacyjne klasyki takie jak: zdarte kolano, kupa w kostiumie kąpielowym, przewrotka w tył na leżaku, picie przez słomkę, kąpiel w misce na balkonie czy nieustanne bosostopie to tylko niektóre z atrakcji minionych dni.
Mnie zmiana miejsca skutecznie przewietrzyła głowę. Jak powiedział Brad Pitt w (o dziwo podobającym mi się) filmie z udziałem zombiaków: "ruch to życie". Okazało się jednak, że zachłyśnięcie tym "nowym i innym" odbiło mi się potworną tęsknotą za mężem i powiem szczerze, że zaskoczona byłam jej rozmiarem.
Co do samej małej W. to stało się faktem, iż weszłyśmy w etap okrzyków niezgody okraszonych strumieniami łez, prężenia się, jak również nieustannego zmęczenia matczynego wywołanego pogonią za swym dzieckiem, mającym umiłowanie do ekstremalnych dziecięcych sportów, jak np. ucieczka z kręcącej się karuzeli. Nic jednak, powtarzam (głównie sobie ;)) NIC nie stanie mi na drodze do cieszenia się wakacjami z moją córką :). Nawet to Wandziu droga, że gdy zimno i plucha Ty podczas jednego spaceru zdejmujesz buty i skarpety około razy dwudziestu :).
Zdjęcia trochę jadą stęchlizną, co mówiąc, mam na myśli, że nie korelują szczególnie z treścią posta, nie pokazywałam ich jednak jeszcze, a te, które korelowałyby istotniej czekają na wywołanie. Pozostawiam tu zatem taki letni chaos, nie mylić broń boże z wiatrem ;).
Mała W. w odwiedzinach u swej przyjaciółki prezentowała nienaganne maniery:
 |
"och Małgosiu, jesteś przezabawna, Twoje żarty są doprawdy przednie" |
 |
"Pani Jagodo, czy mogłabym skosztować tego jakże smakowicie prezentującego się paluszka" |
 |
"Olaboga, Małgorzato!" |
 |
Mała W. pozwoliła sobie także na chwilę zwariować :) |
 |
Małgosia wraz ze swą mammą :) |
Mała W. dostała także angaż w bajce zamysłu własnej matki:
odwiedziła też rodziców swojej chrzestnej mamy, gdzie pokazała:
 |
jaką pierdzącą marudą być potrafi ;), |
 |
zaznajamiała się konstrukcją huśtawki, |
 |
a także podjęła pierwsze próby tresury zwierząt jamnikopodobnych |
 |
efetkt: pies podległy ;). |
No no... Będzie miała Wanda talent do filmów z dreszczykiem ;P
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do mnie po wyróżnienie :D
UsuńKupa w kostiumie? Nam się trafiła na wakacjach kupa w kostiumie, która okazała się kupą uciekinierką i wypłynęła do hotelowego dziecięcgo brodziku, a że nie miała konsystencji stałej, a bardziej płynną, zrobiła z brodziku szambo.
OdpowiedzUsuńNie była to kupa naszego dziecka, ale nasze dziecko uznało, że to bardzo zabawne w takim szambo-brodziku się wytaplać, zanim ekipa techniczna przefiltrowała i zmieniła wodę.
Cud miód i orzeszki.
O raju, piękne foty - jak zwykle. Wpis uroczy. Kupa w kostiumie, fikołek z leżakiem:) Ach, czekam aż Antuan podrośnie:D
OdpowiedzUsuńWandzia na żywo jest jeszcze bardziej cudowna! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!