wtorek, 16 lipca 2013

są!

Nasza wirtualna nieobecność spowodowana była zassaniem naszych postaci przez tzw. "real". Podczas gdy mój małżonek bezustannie i po partyzancku walczył o jakość podłóg naszego nowego lokum, ja wraz z mą latoroślą spędzałyśmy tydzień u latoroślinnego dziadka :). Wakacyjne klasyki takie jak: zdarte kolano, kupa w kostiumie kąpielowym, przewrotka w tył na leżaku, picie przez słomkę, kąpiel w misce na balkonie czy nieustanne bosostopie  to tylko niektóre z atrakcji minionych dni. 

Mnie zmiana miejsca skutecznie przewietrzyła głowę. Jak powiedział Brad Pitt w (o dziwo podobającym mi się) filmie z udziałem zombiaków: "ruch to życie". Okazało się jednak, że zachłyśnięcie tym "nowym i innym" odbiło mi się potworną tęsknotą za mężem i powiem szczerze, że zaskoczona byłam jej rozmiarem.

Co do samej małej W. to stało się faktem, iż weszłyśmy w etap okrzyków niezgody okraszonych strumieniami łez, prężenia się, jak również nieustannego zmęczenia matczynego wywołanego pogonią za swym dzieckiem, mającym umiłowanie do ekstremalnych dziecięcych sportów, jak np. ucieczka z kręcącej się karuzeli. Nic jednak, powtarzam (głównie sobie ;)) NIC nie stanie mi na drodze do cieszenia się wakacjami z moją córką :). Nawet to Wandziu droga, że gdy zimno i plucha Ty podczas jednego spaceru zdejmujesz buty i skarpety około razy dwudziestu :).

Zdjęcia trochę jadą stęchlizną, co mówiąc, mam na myśli, że nie korelują szczególnie z treścią posta, nie pokazywałam ich jednak jeszcze, a te, które korelowałyby istotniej czekają na wywołanie. Pozostawiam tu zatem taki letni chaos, nie mylić broń boże z wiatrem ;). 

Mała W. w odwiedzinach u swej przyjaciółki prezentowała nienaganne maniery: 

"och Małgosiu, jesteś przezabawna, Twoje żarty są doprawdy przednie"

"Pani Jagodo, czy mogłabym skosztować tego jakże smakowicie prezentującego się paluszka"

"Olaboga, Małgorzato!"

Mała W. pozwoliła sobie także na chwilę zwariować :)

Małgosia wraz ze swą mammą :)

Mała W. dostała także angaż w bajce zamysłu własnej matki:




odwiedziła też rodziców swojej chrzestnej mamy, gdzie pokazała:

jaką pierdzącą marudą być potrafi ;),

zaznajamiała się konstrukcją huśtawki,

a także podjęła pierwsze próby tresury zwierząt jamnikopodobnych
efetkt: pies podległy ;).

5 komentarzy:

  1. No no... Będzie miała Wanda talent do filmów z dreszczykiem ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupa w kostiumie? Nam się trafiła na wakacjach kupa w kostiumie, która okazała się kupą uciekinierką i wypłynęła do hotelowego dziecięcgo brodziku, a że nie miała konsystencji stałej, a bardziej płynną, zrobiła z brodziku szambo.
    Nie była to kupa naszego dziecka, ale nasze dziecko uznało, że to bardzo zabawne w takim szambo-brodziku się wytaplać, zanim ekipa techniczna przefiltrowała i zmieniła wodę.
    Cud miód i orzeszki.

    OdpowiedzUsuń
  3. O raju, piękne foty - jak zwykle. Wpis uroczy. Kupa w kostiumie, fikołek z leżakiem:) Ach, czekam aż Antuan podrośnie:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wandzia na żywo jest jeszcze bardziej cudowna! :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń