Osobiście usiłowałam zaklinać wiosnę na tysiące sposobów. Zaczęłam od absolutnego ignorowania (przez wielu pieszczotliwie nazywanego "białym gównem") śniegu, a później rozpędziłam się na dobre: jak najrzadziej zakładałam czapkę, "wyciągnęłam" Wandzię z kombinezonu na rzecz sportowych butów i płaszczyka, zmieniłam fryzurę ("a tak na wiosnę" ;)), a nawet głośno mówiłam, że wiosna już przyszła.
Być może, na tle moich dokonań nieśmiało wyłania się poprawa, ale efekt nadal mnie nie satysfakcjonuje. Nic więc innego nie pozostaje, jak podjęcie (nie pozbawione maniakalnego wręcz uporu) kolejnej, rozpaczliwej próby zaklinania.
Natomiast w plebiscycie na najlepszy moment dnia wygrywa oczywiście Wandzia. Pora drzemki, W. spakowana do łóżeczka w towarzystwie kocyka i niezbędnej jej do zaśnięcia od pewnego czasu literatury zostaje przeze mnie opuszczona by w spokoju mogła oddać się relaksowi. Mija chwila, zza drzwi dobiega mnie (ku mojemu zdziwieniu, bo spodziewałabym się raczej pomruków) słodki chichot. Pokonuję więc bez namysłu "pierwszy stopnień do piekła" i zaglądam do pokoju. Oczom moim ukazuje się następujący obrazek: córka moja Wanda odchyla ochoczo dekolt i wrzuca zań smoczek, zaśmiewa się, po czym smoczek wyciąga i czynność znów powtarza z nie mniejszym entuzjazmem.
Wandziu, rządzisz!
Działaj dalej :) Wanda, rządzisz :D Słyszę ten chichot :)
OdpowiedzUsuńNie chciała się Wanda relaksowac;)
OdpowiedzUsuń:) Wito też ostatnio wrzuca za dekolt róne rzeczy, jednak finał jest inny - foch bo wyjąć nie może :)
OdpowiedzUsuń