czwartek, 3 stycznia 2013

jeszcze nie

Ku największemu mojemu zaskoczeniu w moim notesie na awans do przeistoczenia się w post czekają w kolejności trzy notatki. A... niech dojrzeją jeszcze, a ja tymczasem wrzucę jeszcze kilka owoców telefonamoanii naszej rodzinnej z okresu, kiedy to pracą nieskalane były nasze ręce i gardła (no kurde gardła - bo jak inaczej nazwać organ służący mi do pracy, skoro uczę języka ;))

w domu mym rodzinnym w okolicach lodówki ;)

uśmiech mój głupi absolutnie - zamierzałam się wygłupić, ale efekt mnie zaskoczył ;)

uchatka w wersji nosidłowej w porze wieczornej z ojcem swym podczas pobytu w Szczyrku

turyści :)

by wykąpać Wandzię w pensjonacie "Pod wyciągiem" (niekoniecznie godnym polecenia) należało użyć pięty maminej, której to zadaniem było zatkanie odpływu :)

pogoda barowa ;)




5 komentarzy:

  1. jak mnie może nie obchodzić, że ktoś mi pisze, że "dobrze, że wróciłam"!

    po przeczytaniu tego komentarza zrobilo mi się strasznie miło:) dziękuje Ci za to!!!

    fajnie rodzinka :) szkoda że nie ma chociaż jednego gdzie jesteście wszyscy razem :P

    a tego że jeździsz na snowboardzie zazdroszcze najbardziej!
    bo ze mnie to fizyczne beztalencie :)

    pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wandeczka po połowie Twoja i ojca - Taka podobna do Was, ze szok!

    Nie wiedziałam że nosiłaś sie na rudo, ładnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna z Was rodzinka.
    Taka przyjemna, usmiechnieta, prawdziwa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaaacie, ale Wandzia już duża:) a jakie loczki ma cudniaszcze:D

    OdpowiedzUsuń
  5. o jeju, to co to za miejsce, że nawet korka nie było żeby odpływ zatkać, masakra!
    a mała jest przecudowna! :)

    OdpowiedzUsuń