Ku największemu mojemu zaskoczeniu w moim notesie na awans do przeistoczenia się w post czekają w kolejności trzy notatki. A... niech dojrzeją jeszcze, a ja tymczasem wrzucę jeszcze kilka owoców telefonamoanii naszej rodzinnej z okresu, kiedy to pracą nieskalane były nasze ręce i gardła (no kurde gardła - bo jak inaczej nazwać organ służący mi do pracy, skoro uczę języka ;))
 |
| w domu mym rodzinnym w okolicach lodówki ;) |
 |
| uśmiech mój głupi absolutnie - zamierzałam się wygłupić, ale efekt mnie zaskoczył ;) |
 |
| uchatka w wersji nosidłowej w porze wieczornej z ojcem swym podczas pobytu w Szczyrku |
 |
| turyści :) |
 |
| by wykąpać Wandzię w pensjonacie "Pod wyciągiem" (niekoniecznie godnym polecenia) należało użyć pięty maminej, której to zadaniem było zatkanie odpływu :) |
 |
| pogoda barowa ;) |
|
|
|
|
jak mnie może nie obchodzić, że ktoś mi pisze, że "dobrze, że wróciłam"!
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu tego komentarza zrobilo mi się strasznie miło:) dziękuje Ci za to!!!
fajnie rodzinka :) szkoda że nie ma chociaż jednego gdzie jesteście wszyscy razem :P
a tego że jeździsz na snowboardzie zazdroszcze najbardziej!
bo ze mnie to fizyczne beztalencie :)
pozdrawiam!!!
Wandeczka po połowie Twoja i ojca - Taka podobna do Was, ze szok!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam że nosiłaś sie na rudo, ładnie!
Fajna z Was rodzinka.
OdpowiedzUsuńTaka przyjemna, usmiechnieta, prawdziwa :)
Jaaacie, ale Wandzia już duża:) a jakie loczki ma cudniaszcze:D
OdpowiedzUsuńo jeju, to co to za miejsce, że nawet korka nie było żeby odpływ zatkać, masakra!
OdpowiedzUsuńa mała jest przecudowna! :)