niedziela, 30 grudnia 2012

niezła jazda

Mój mąż jest siłą napędową aktywności naszej rodziny. Staram się dorównać mu kroku, choć często w tym biegu  zaciskam mocno zęby i pokonuję samą siebie. Tak było w przypadku snowboardu, zanim deska zaczęła sprawiać mi przyjemność przeszłam przez swoisty koszmar. Kiedy po raz wtóry (a podejrzewam, że ok. 25-ty) spadłam na swoje "siedzenie" przy próbie podniesienia się do jazdy, nie wytrzymałam i wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Było mi wstyd, że  nie umiem, że płaczę, że...wszystko. Całą swoją bezsilność, złość i nieudolność wyładowałam (a  jakże) na E. Na co on zareagował furią, która niewiele brakło, a popchnęłaby go do wyrywania drzew z lasu. Awanturka wyciągnęła z nas gniew zalegający chyba z wielu różnych powodów (nawet niezwiązanych ze sobą nawzajem), który szukał ujścia od jakiegoś czasu. No, a 5 minut później zjeżdżaliśmy obydwoje z frajdą wymalowaną na twarzach.

Przystaję na wiele pomysłów mojego męża - często z braku argumentów i własnych wizji i mimo, iż mam tego świadomość czuję się czasem pominięta. Na własne życzenie ?




tak, to ja - jadę !

6 komentarzy:

  1. Ja nie potrafie, a tez bym chciala!
    Te nasz chlopaki musza miec cierpliwosc do nas kobiet... kazda podobna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym się raczej nie odważyła, więc brawo za tą odwagę! ;-) osobiście kiedy coś mi nie wychodzi też wpadam w szał i rzucam wszystkim i w ogóle masakra, ale jak widać w Twoim przypadku - warto dążyć do celu i próbować dalej :-)
    pozdrawiam i dodaję do obserwowanych! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę odwagi ;)! Ja w kwestii takich sportów jestem niezła boidupa :P Dla mnie rozpędzenie się na rowerze do 20 km /h to już sport ekstremalny. Mąż mój sport uwielbia, czasem mnie angażuje, ale w te ligtowe wersje. Próba nauczenia mnie jazdy na motocyklu spełzła na manowce, na rowerze ze mną jeździ, ciągle narzekając, że się wlokę.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas odwrotnie: mnie nosi a mąż jest stworzeniem osiadłym. Może nawet osiadłym i przyrośniętym.
    Ale to tak na marginesie bo głównie chciałam pochwalić Twoją wzorową postawę na desce :).
    Fiu, fiu! :)
    Podobało Ci się? Bakcyl połknięty?

    OdpowiedzUsuń
  5. fajowooo:))
    właśnie oglądałam w necie filmik jak 18miesięczny chłopczyk zjeżdza na desce:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja przygoda z deską zaczęła sie podobnie do Twojej z tą różnicą tylko, że M. nie był jeszcze moim mężem. A teraz? Kocham deskę!

    OdpowiedzUsuń