Dziecko moje odkryło możliwość nocnych zabaw. Wnioskuję, że skoro już dokonało się odkrycia, to słusznym postępowaniem, wedle wynalazcy jest je godnie wykorzystać. Córka moja eksploruje zatem godziny nocne do granic wytrzymałości...rodziców oczywiście. O poranku ona - wypoczęta i piękna jak co dnia, ja z efektem pyszczka misia pandy i E. wychylający głowę spod kołdry niczym żółw ze swej skorupy rozpoczynamy nowy dzionek.
Łapię się na tym, że nie wiem, jaką nazwę nosi dzień, w którym aktualnie funkcjonuję.
No, ale czymże to wszystko jest wobec posiadania takowych łap ;)?
Hehe uśmiałam się, jak sobie Was wyobraziłam ;) Ale domyślam się, że Wam nie jest do śmiechu rano, też przeżyliśmy kilka takich nocek. Przeszło, więc mam nadzieję, że i u Was minie :)
OdpowiedzUsuńOj ale macie przezycia, Zosi jeszcze taki pomysl w glowie nie zaświtał i na razie mam nadzieje ze dlugo nei zaświta:) bo dopiero co zaczelismy sie wysypiać od czasu porodu haha. ucaluj piekne łapki od nas!
OdpowiedzUsuńJa też nigdy nie wiem który mamy dzień tygodnia :D czasem mi się dłuży i myślę, że czwartek a to wtorek, innym razem myślę że środa, a to już czwartek :P
OdpowiedzUsuń