środa, 12 września 2012

jeże ? nie wierzę !

Jesień nie mieści się już jedynie w ramach skojarzeń, które przywoływało chłodniejsze powietrze o poranku czy osłabiona intensywność słonecznych promieni. Jesień jest już faktem. Na trawniku w parku leżą pożółkłe liście, w deszczowe dni niebo wydaje się być skąpane w popiele, wczoraj z Wandą doświadczyłyśmy gradobicia żołędzi, a kilka dni temu podczas wieczornego spaceru z psami napotkałam niezbity dowód na zadomowienie się wspomnianej pory roku, otóż, proszę Państwa, spotkałam jeża.

I tak ta jesień, i ten jeż, i to wszystko wprowadza mnie w nieszczególnie do mnie pasującą nostalgię. ZUS już mnie dłużej wspomagał nie będzie, zatem moje cztery litery w poniedziałek wsiądą na rower i pojadą do przedszkola, bym tam śpiewać i podskakiwać w rytm angielskich, dziecięcych "przebojów". Co z Wandzią? Wandzia pozostanie w domu pod opieką Pani G. Jak się z tym czuję? Staram się odrzucać myśli sugerujące, że przecież nikt nie zna mojej córki tak, jak ja. Wierzę, że moja nieobecność w domu sprawi, że po powrocie moje uczucie będzie zintensyfikowane. Wracać do domu będę już o 14, więc połowa dnia będzie wciąż należała do nas. Ale tak, boję się, jak to będzie bez wspólnych drzemek i zabaw w piżamach. Cóż, nic poza określeniem "życie" nie jest w tej sytuacji bardziej adekwatne.

Zeszłorocznej jesieni dopiero oswajałam się z myślą, że będzie mi rósł brzuch, w przyszłym roku W. w swoich pierwszych kaloszkach będzie już pewnie rozprawiać się z kałużami.

9 komentarzy:

  1. oj, dawno nie widziałam jeży. Jeszcze do niedawna wynajdował je dla mnie mój pies... za oknem deszcz, więc nastrój też taki deszczowy i stęskniony. Strasznie się boję co będzie gdy skończy się macierzyński. Wciąż jednak mam nadzieję, że znajdę coś, co pozwoli mi spędzać nadal wiele czasu z moją Myszą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak jesien idzide wiedlkimi krokami - nawet i tu na wyspach, mgliscie robi sie rankami i wieczorami. powrot do pracy moze nie okaze sie taki zly?

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas leje wielkimi kroplami...chciałabym spotkać jeża, nie doświadczyłam jeszcze takiej kolczastej przyjemności:)

    OdpowiedzUsuń
  4. zatem powodzenia w pracy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Słowo "opiekunka" wywołuje u mnie nadal palpitacje serca.

    OdpowiedzUsuń
  6. No tak powrót do pracy...znam dobrze ten ból, trzymam za Was kciuki! na pewno dacie radę, ja ze Stasiem będziemy to ponowienie przerabiać za kilka dni, jestem pełna obaw bo ostanie dwa miesiąc byliśmy non stop razem, a mój Roczniak jest teraz na etapie Ja i Mama to jedno:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dość długo wahałam się, czy wrócić do pełnowymiarowych godzin pracy. Zdecydowałam się dopiero, gdy moja Córka skończyła 11 miesięcy (do tego momentu pracwałam praktycznie od Jej narodzin tylko w weekendy).
    Bywa różnie.
    Dziś na przykład z przyspieszonym z nerwów biciem serca i wyrzutami sumienia, że po cholerę ja pracuję, gnałam z pracy do domu, bo Mąż zadzwonił, że Mała ma gorączkę.Wczoraj męczyła mnie myśl, że Pociecha powinna jeść więcej przygotowywanych przeze mnie obiadów, a nie wiecznie "słoiki", ale ze względu na brak czasu nie mam kiedy gotować.

    Ale generalnie rzecz biorąc osobiście uważam, że powrót do pracy dobrze mi zrobił. Wzięłam się w garść - zarówno psychicznie jak i fizycznie (w tym wizualnie!), a czas spędzany z Córką jest jeszcze bardziej wartościowy. Czuję się spełniona. Jestem lepiej zorganizowana. Czuję się silniejsza. Myślę, że jestem też ciekawszym rozmówcą dla moich koleżanek, które nie mają dzieci, bo robię też inne rzeczy prócz zajmowania się dzieckiem. :)

    Początki są trudne, ale będę trzymać kciuki, by za kilka miesięcy i Twój pogląd na sprawę powrotu do pracy kształtował się bardziej na plus niż na minus:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zmiany, zmiany, zmiany ... i tak ciągle, gdy jest dziecko. Pewnie, że szkoda. Ale jakie powroty będą cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, ja wczoraj pod domem spotkałam jeża:) piękny był niesłychanie!

    Kurczę , trudne są te momenty , kiedy trzeba wracać do pracy..ale dacie radę:)

    OdpowiedzUsuń