Kochani moi czytelnicy,
początek tego posta oprę na niewielkim sprostowaniu. Otóż córka moja Wanda nie była główną przyczyną moich frustracji. Jak napisałam wiele celów zaczęło się ode mnie oddalać. Dodatkowo miały miejsce niesnaski na polu koneksji rodzinnych, o których opowiadać nie będę,bo...byłby to najzwyczajniej w świecie zły pomysł, poza tym linią niewyraźną, ale jednak, staram się zaznaczać granicę swojej prywatności. Wandzine jęki były dodatkowym czynnikiem mojego rozedrgania, ale z pewnością nie jego najistotniejszą przyczyną.
Dobrze się stało jednak, że do takiego wyjaśnienia doszło. Sprowokowało mnie to bowiem do nakreślenia kliku cech mojej osoby, jako matki. Zacznę od cofnięcia się w czasie do okresu, w którym to nosiłam się jeszcze z brzuchem, w którym kiełkowało istnienie W. Dużo osób "znających się już na rzeczy" zapewniało nas, że pierwsze miesiące życia z dzieckiem nacechowane są dramaturgią rodem z Transylwanii. Nie bez powodu wspominam to właśnie miejsce - my bowiem w wizji przyszłego rodzicielstwa rysowaliśmy się jako te wampiry, co po nocach nie śpią, a twarz ich blada i uśmiechu pozbawiona. W tym właśnie miejscu z całego serca dziękuję wszystkim, którzy cyklicznie uświadamiali nas, że łatwo nie będzie (i mówię to bez cienia właściwego mi zazwyczaj sarkazmu ;)). Otóż dzięki temu chyba, iż nastawieni byliśmy na totalną orkę - takowa nas zupełnie nie spotkała. Ja nie widziałam oczami wyobraźni siebie i E. stojących nad łóżeczkiem, przyglądających się śpiącemu dziecku w akompaniamencie
świergotu ptaszków. Ja byłam wręcz przerażona tym, że ciąża się kiedyś
skończy, a ja będę się musiała sprawdzić w roli osoby zapewniającej
szczęście temu małemu stworzeniu. Wanda jest dzidziusiem, małym, malutkim, takim co nie płacze po to, by mi na złość zrobić - i mimo, że jak każdy czasem opadam z sił, to muszę przyznać, że póki co nie zdarzyło mi się być zmęczoną rolą mamy na dłużej niż kwadrans. Stwierdzić mogę, że macierzyństwo mnie "unormalniło", wyzbyło nadmiaru zgorzknienia i dało w zamian duży zapas zwykłej sympatii do ludzi. Mimo, iż wciąż myślę, na jakich polach mogę się zrealizować, to wiem, że mam już swoje miejsce, a reszta może być cudownymi, ale tylko dodatkami. Wiem, że takie poczucie może podlegać zmianom, ale na obecną chwilę właśnie tak to wszystko wygląda. Bez patosu. Po prostu.
Uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńŚliczne z Was dziewczyny!
Dziękuję Kochana, może i Ty zacznij pisać!
Usuńśliczna Wandeczka :)))
OdpowiedzUsuńnie przeczę ;)
Usuńdzięki
Nas również straszono wszem i wobec, a największym przerażeniem napawała myśl o ciągłym i niekończącym się płaczu noworodka... okazuje się, że nasze dziecko jest oazą spokoju i cierpliwości, której ja sama jej zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńwidzisz, a zapowiadało się tak groźnie ;)
UsuńTeż jestem przerażona faktem, że za kilka miesięcy dziecię me ujrzy światło dziennie i skończy się sielanka. Stale słyszę, że muszę się teraz wyspać, wypocząć, bo przyjdą takie dni...dziękuję, więc za te kilka słów. Będą mi przypominać, że medal ma zawsze dwie strony :)
OdpowiedzUsuńpewnie, że tak. fajnie jest być rodzicem :)
UsuńJejuńciu ale Ona rośnie!! Oczka coraz bystrzejsze i ta minka urocza:) Pozdrawiam dziewczyny!
OdpowiedzUsuńi my pozdrawiamy :)
UsuńI widzisz, z ust mi to wyjęłaś.
OdpowiedzUsuńBywa różnie, ale tak całkowicie i totalnie jest cudownie :)
OdpowiedzUsuńJesteście obie cudowne :)
Kurcze, kiedy byłam w ciąży do szału doprowadzało mnie to straszenie. Czytaj książki póki możesz, śpij póki możesz, odpoczywaj póki możesz . . . piany dostawałam, bo tak jakby można się było wyspać na zapas. Ja rozumiem konstruktywne rady, ale to (?) Toż to bełkot po prostu. Na wielu płaszczyznach nie jesteśmy uświadamiane jako przyszłe matki a tutaj proszę.
OdpowiedzUsuńNie zawsze jest różowo, ale nie każde dziecko też ma kolki i nie śpi całymi nocami więc może warto by było tak nie uogólniać, choć jak widać można z tego wyciągnąć pozytyw =)
Pozdrawiam.
Kapitalna fotka!
OdpowiedzUsuńA słowa bardzo mądre, bo choć u mnie było zupełnie na odwrót - każdy mówił, że ptaszki będą nam śpiewać, a ja będę tylko uśmiechnięta, zawsze z uduchowioną miną i przesłodkim śpiewem na ustach, bo przecież macierzyństwo zawsze wygląda jak to z reklamy mleka Bebilon, a przecież tak nie jest - to jednakże również twierdzę, że macierzyństwo jest super, a słuchać nie ma co, bo i tak każdy przekona się na właśnej skórze, jak to naprawdę jest:) Raz różowo, raz całkiem szaro... Ale i w szarościach można czuć się całkiem twarzowo :)
piekne zdjecie ;)
OdpowiedzUsuńaleksandra-fortuna.blogspot.com
mądrze napisane, fota piękna :)
OdpowiedzUsuńmacierzyństwo zmienia człowieka ale przez to nie traci się na wartości a zyskuje
Śliczne zdjęcie i wspaniała Wanda :)
OdpowiedzUsuń