Przepraszam.
Czasami brakuje mi czasu na prysznic i jedzenie, więc pisanie bloga tym bardziej straciło swoją pozycje w rankingu mojej codzienności - mam nadzieję, że tylko tymczasowo. Pierwszy miesiąc rządów Cesarzowej, my poddani, śmiało nazwać możemy sielanką, jednak okres pt. "śpię, jem, śpię" dobiegł końca i nasza pociecha zaczęła żądać większej ilości rozrywek niż tylko mleko i sucha pielucha. Bywa, że spędzam z dzidziusiem na rękach wiele godzin z rzędu tańcząc, śpiewając, usypiając, karmiąc, a później rozpoczynając ten cykl czynności od nowa. Bywa jednak, że Wanda łaskawa jest zasnąć na kilka godzin podczas których ja chciałabym zrobić tyle rzeczy, że, nie mogąc się na nic zdecydować, siadam przed telewizorem ;). Początkowo moja organizacja była zdecydowanie lepsza, była też łatwiejsza, bo córcia nasza zasypiała po każdym karmieniu twardym snem zapewniającym co najmniej dwie godziny wolnego. Teraz weszłyśmy w etap, w którym niczego nie można być pewnym ;).
Mój dzidziuś jest wspaniały. Mój telefon wypełniony jest tysiącami ujęć i kadrów tej niewielkiej istoty, a wraz z E. fascynujemy się każdą jej miną i wymyślamy jej coraz to nowsze przydomki - czyli klasyka gatunku, jeśli chodzi o bycie rodzicem ;). Wandziur jest jednak z lekka wydziwiaczem ;). Objawia się to chociażby w niechęci zasypiania na spacerach. Żeby była jasność - jeśli córcia zaśnie w domu snem głębokim i uda mi się ubrać bezwładne ciałko i wpakować do wózka, mogę liczyć, że spacer odbędzie się spokojnie bez nagłego, nieoczekiwanego wybudzenia. Jeśli jednak już przed spacerem oczy nie są szczelnie zamknięte, to mimo pełnego brzucha i uczucia suchej pupy, mogę być pewna, iż spacer zakończy się scenką rodzajową, w której dzidziuś krzyczy wniebogłosy, a ja czmycham bocznymi uliczkami parku (by zbyt wiele ludzi nie przyglądało się mojej strapionej minie i wózkowi, z którego dobiegają niepokojące sygnały ;)) w obłędnym tempie do domu, ewentualnie Wanda ląduje w moich ramionach, a ja pcham pusty wózek, co i tak po chwili się Wandzi nudzi i kończy się to również płaczem. Dlatego też bywają dni, w których popłynie kilka łez po moich policzkach. To nie złość na dzidziusia, ani na swój los absolutnie. To zwyczajne łzy bezsilności, których źródłem jest brak możliwości kontroli nad własnym dniem. Wczoraj usiłowałam wyjść z domu od 11, ubierając i rozbierając w tym czasie Wandę i siebie trzykrotnie, co za każdym razem rozbudzało ją i doprowadzało do popłakiwań. Udało się o 15 :). Zresztą przykłady na potwierdzenie tezy, iż rodzicielstwo uczy pokory i cierpliwości mnożą się każdego dnia. Jednak argumentacja twierdzenia, iż rodzicielstwo ubogaca i wprowadza w metafizyczny świat więzi, o której wcześniej zupełnie nie miało się pojęcia jest jeszcze bogatsza :).
Dobrze widzieć, że wszystko w porządku! Macierzyństwo Cie do reszty pochłania i dobrze, za niedługo ten brzdąć urośnie i bedziesz sie zastanawiała gdzie ten czas uciekł wiec nacieszcie sie sobą, buziaki
OdpowiedzUsuńJa też gnałam nie raz z drącym się Młodym, on na spacerach też nie chciał zasypiać za to uwielbiał patrzeć na liście. Więc stał pod drzewem a ja siedziałam na ławce.
OdpowiedzUsuńmuszę przetestować, dobrze, że nie mamy zimy ;)
UsuńDobrze, że się pokazałaś:) Już myślałam, że macierzyństwo kazało Ci zrezygnować z blogowania. A taki przestój jest jak najbardziej zrozumiały:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dzidzia zdrowo rośnie:) Im dalej tym ciekawiej :)
Oj tam, Wandzia tymczasowo testuje Rodziców, co by nie myśleli, że tak wszystko gładko pójdzie :) Wyglądacie przeuroczo razem, takie uczucie błogości z Was emanuje :>
OdpowiedzUsuńkochana, w kazdym slowie, w kazdej kropce i przecinku zgadzam sie z toba. przechodzilam przez te same momenty, mysli i bezsilnosci.... jak teraz to czytam wydaje mi sie to naprawde... piekne! musze dodac ,ze te malutkie, rosnace szybko jak fasolka babelki z kazdym dniem daja nam i nie przestana nam dawac wiecej i wiecej iiiii jeszcze wiecej pieknych doswiadczen i momentow zapierajacych dech w piersiach. gratuluje wam jeszcze raz, buuuuuziole!
OdpowiedzUsuń