Zmęczenie nie hamuje moich popędów literackich (mocne słowo, chyba nawet za ;)), co oznacza, że chyba nie jest najgorzej ;). W obecnej chwili padam bowiem z nóg, ale mimo wszystko mam ochotę trochę sobie popisać...może w akcie odprężenia.
Zacznę od tego, że bardzo podobały mi się Wasze komentarze pod moim ostatnim postem o karmieniu. Każda mama ma swoje przeżycia, odczucia i doświadczenia względem karmienia, ale wszystkie nas łączy miłość do potomstwa i myślę, że Wasz odzew był odzwierciedleniem owej sytuacji. Wypowiedź Miłki natomiast o liście pytań zakazanych jest chyba idealnym podsumowaniem problemu :).
Teraz krótko o akcji nazwanej przeze mnie poetycko "Wanda Weranda". Otóż od kilku dni w mojej sypialni odbywa się intensywne wietrzenie berbecia (wczoraj późnym wieczorem odnalazłam to słowo w czeluściach swojej pamięci i obiecałam sobie, że bezwzględnie użyję go w poście, zatem jest :)). Wandzia w czapce i pod ciepłym przykryciem (mam podejrzenie, że mogę przesadzać z ilością nałożonych na nią warstw ;)) zapada w błogi, głęboki sen podszyty świeżym powietrzem płynącym z otwartego okna. Owe werandowanie, jak wiadomo ma na celu stworzenie przedsmaku spaceru. No i właśnie...zanim spacer stał się wydarzeniem mającym nastąpić w dniu jutrzejszym, był on moim marzeniem. Wyobrażałam sobie siebie, park wózek i śpiącą w nim księżniczkę. Natomiast teraz, używając pospolitego kolokwializmu, sram w gacie ze strachu ;). Myślę o tym, czy mi się potomstwo podczas spaceru nie obudzi (a wiadomo, że póki co jest personą, która albo śpi, albo budząc się od razu włącza syrenę głodową) albo czy sobie z tym wózkiem poradzę schodząc z trzeciego piętra i wchodząc rzecz jasna, no i jeszcze kilka zmartwień by się znalazło, ale nie chcę się rozpędzać ;). Jednym słowem,a w właściwie trzema - obleciał mnie strach. Wiem jednak, że warto spróbować, zatem dnia jutrzejszego podejdę do wyzwania, jakie stawia przede mną spacer z odpowiednią sobie (mam nadzieję) godnością.
Ostatni akapit przesiąknięty będzie nieco nutami nostalgii. Powiem to może tak...ludzie, którzy są w naszym życiu obecni, sprawiają w większości wrażenie osób będących "od zawsze". A z dzidziusiem jest inaczej. Dzidziusia nie było zupełnie i dzidziuś na świat przyszedł w trakcie naszego życia. 2 tygodnie... od dwóch tygodni, to można mieć nowe dżinsy, samochód, od dwóch tygodni, to można mieć nową prace albo chodzić na aerobik, ale mieć dziecko...toż to niebywałe. Absolutnie niesamowite jest, że można być na świecie dopiero od czternastu dni i w tym czasie odmienić zupełnie życie innych osób, jakimi są rodzice. Patrzę na nią, całuję i wzruszam się często niedowierzając, że to ona - moja córka.
To musi byc wspaniale uczucie, patrzec na istotke ktora samemu sie 'stworzylo'. A wietrzenie jak to nazwalas to dobry pomysl chyba przed proba generalna.Nie martw sie, jakos musi sie udac, nap ewno bedziesz z czasem wspominac te obawy/wahania z usmiechem na ustach:) daj znac jak poszlo buzka
OdpowiedzUsuńuczucie nie do opisania, ale już niebawem dowiesz się, jak to jest :). Co do werandowania, to zaleciła je nam położna i chyba słusznie zrobiła ;).
UsuńDziękuję ci za tą notkę, szczególnie za ostatni genialny akapit! W opisywaniu perypetii z dziećmi na blogach na próżno szukałam choć cienia jakichś wewnętrznych przemyśleń, małej refleksji na temat tego, jak to jest być matką, co się czuje. Wszędzie tylko - kolka, nieprzespane noce, zdjęcia różowych bobasków, co zjedliśmy i o której wykąpaliśmy. Wiem, to zrozumiałe. Ale baaaaardzo cenię sobie choć chwilowe zamyślenie się, pokuszenie o refleksję taką jak Twoja:) Choć kochasz najbardziej na świecie to nie zwariowałaś totalnie i nie straciłaś zdrowego rozsądku i własnego, jakże sprawnie myślącego rozumu :)) Ściskam:)
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo, dziękuję. Ja ledwo powstrzymuję się od napisania o kupie konsystencji margaryny - tak już mają świeżo upieczone mamy ;).
UsuńJa również z wielką chęcią zaglądam do Ciebie bo wiem, że zawsze napiszesz coś o swoich aktualnych odczuciach. To jest wciąż takie niepojęte dla mnie, że można mieć własne (wspólne z partnerem/mężem) dziecko, które jednocześnie jest nowym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńPs. Młody potwierdza wpis czkawką :)
Jagódka, Ty to już szykuj się na doświadczenie tego cudu :) chociaż, nawet, jak ma się to maleństwo na rękach, to nadal wydaje się to być niepojęte :). A czkawka to i Wandzię męczy, każdego dnia, co najmniej po 2 razy,ale tak się już do niej przyzwyczaiła, że nawet zasnąć z nią potrafi :)
UsuńBardzo mi sie podobal ten wpis. Wewnetrzne przezycia swiezo upieczonej mamy sa rownie wazne jak opieka nad maluszkiem.
OdpowiedzUsuńA co do spaceru z Wandzia, to jestem pewna, ze swietnie dacie sobie rade :)
dziękuję, a za spacer trzymajcie kciuki, bo niebawem wychodzę :)
Usuńno i jak bylo? :)
UsuńNózie są cudowne, ja uwielbiam bose takie malutkie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tracisz weny do pisania :D Ja teraz każdą relację młodziutkiej mamy pochłaniam jednym tchem!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za udany spacerek (chociaż pewno już po ;)) i czekam na relację jak było i może jakieś zdjęcie się znajdzie? :)
To rzeczywiście niesamowite, te zmiany i te odczucia z nimi związane. A za rok będziecie się zastanawiać, jak to mogło być bez Niej i jeszcze bardziej będziecie niedowierzać, że jakoś funkcjonowaliście :)
OdpowiedzUsuńO rany, ale mnie tutaj nie bylo.... A tutaj juz dzidzia na swiecie!
OdpowiedzUsuńZaczne od gratulacji!!!
Moj brzdac ma 11 miesiecy, a ja nadal czasami sie zastanawiam, ze jak to...ze On moj? Ze tak rosnie i rosnie, a przeciez jeszcze niedawno byl w moim brzuchu... Czasami dziwne jest macierzynstwo.
Nie ma czasu pomyslec... poanalizowac.
Powodzenia i tym razem dodaje do obserwowanych zanim znowu Was zgubie ;)
ładne są te nóżki :)
OdpowiedzUsuńNo i co tam więcej słychać? Jakoś tak samo echo teraz:) Co u Was?
OdpowiedzUsuńhej mam nadzieje ze u Was wszystko dobrze, bo nieco ucichło! Pewnie zajmowanie sie maleńśtwem jest bardzo absorbujące, sciskam mocno
OdpowiedzUsuń