poniedziałek, 5 września 2011

rozbieżności.

            Przyłapałam się na byciu niewolnikiem własnych oczekiwań i wyobrażeń. Okropne uczucie odkryć, że samą siebie i innych wsadzam w ramy. Jako że nie spodobało mi się to szalenie, postanowiłam podjąć heroiczną walkę z samą sobą. Victoria - udało się. Należało wylać trochę łez nad beznadzieją i przeprowadzić rozmowę z samą sobą wiele sobie zarzucając i wytłuszczając, co można zdobyć nie oczekując, ale przyjmując. Wnioski były powalające i odkryły przede mną kolejne stadium mojej dojrzałości.
            Mam podejrzenie, iż takie życie wyidealizowanymi wizjami jest domeną kobiet. Ja osobiście myślałam, że wyzbyłam się takiej maniery, ale życie pokazało sytuację odwrotną. Po przemówieniu sobie do rozsądku i porządnym bilansie okazało się, że jestem bardzo szczęśliwa i jakimś cudem nie zauważałam tego.
            Widzę, jak we mnie i w moim (już :)) narzeczonym zachodzą zmiany, jak idziemy na przód....i nie, nie jest tak, jak sobie zawsze marzyłam. Jest zdecydowanie lepiej, bo jest prawdziwie, a w świadomości sensu jestem stopień głębokości niżej :).
            Hej dziewczyny, kochajcie swoich chłopaków, w miłości jest moc - bez ściemy i jeśli odpowiednio ją wykorzystacie pojawia się chęć do podejmowania wyzwań, nawet niezbyt racjonalnych z pozoru.


Dacie radę :)

1 komentarz:

  1. "Już narzeczonym" ? Ok,wszystko jasne. Gratulację.
    Ps. Kochamy, kochamy naszych chłopców.

    OdpowiedzUsuń