Moje macierzyństwo przechodzi etap chęci przenoszenia gór. Na przekór okolicznościom pragnę poświęcać małej W. każdą chwilę i wiem, że ten wkład wróci do mnie pociskiem miłości. Wanda stała się materiałem niezwykle plastycznym. Im więcej czytamy, tym częściej ona pcha mi się na kolana z książką w swych niewielkich łapkach. Im więcej ją ściskam, tym częściej serwowane mi są niepodziewane tulinki ze strony małej łepetynki o kręconych włosach. Podobnie z buziakami czy nauką innych umiejętności.
Widoczne efekty w tak rozkosznym wydaniu są największą motywacją.
A tu my (i nasze chore oczko, które z rana pojedzie do lekarza) na rodzinnej uroczystości, która jedynie z nazwy przypomina tę, którą przeżywali ludzie starszej ( jak moja ;)) daty. No...może jeszcze nowy rower pozostaje niezmiennym aspektem "pierwszej komunii".
Łagodnego wejścia w nowy tydzień.
Ściskam
Cudne moje :* co się stało w oczko? Mam nadzieję, że nic poważnego.
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś, wypróbuję z przyjemnościa - już tulę, śpiewam, gadał i głaskam ile się da. Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńCałujemy oczko:*
Pięknie ujęte :) Luśkowe zatarte oko uratowało przemywanie płynem fizjologicznym kilka razy dziennie, ale kilka dni to potrwało. 3majcie się ciepło :*
OdpowiedzUsuń