W tygodniu, w którym krew do żył pompowały co niektórym wiadomości o obciętych piersiach, które na obcięte już wcale nie wyglądają lub nieskładnych wypowiedziach polskiej blogerki w programie rozrywkowym, ja intensywnie przeżywałam zapalenie uszu mojego dziecka i powyższe informacje całkowicie miałam w czterech literach. Ale przy okazji powiem więcej: i tak te historie znajdowałyby się w moim poważaniu.
Przyłączam się do wiecznie żywego nurtu nienawiści wobec krajowej służby zdrowia i do tych, co używają z obrzydzeniem terminów, takich, jak konował. Ręce opadają i słów brak, dlatego tez ich nie użyję. Ostatnie dni były ciężkie, a łzy lały się nie tylko po Wandzinych policzkach.
Temperatura na dworze wzrasta, w naszym domu na szczęście maleje i mam nadzieję, że kondycja W. niebawem znów odnajdzie swoje miejsce w kanonie zdrowia.
Z racji choroby całymi dniami okupujemy mieszkanie. Wandzia zabiera z półki bluzę i maszeruje w kierunku drzwi wyjściowych stukając w nie wymownie. Żal biduli przeogromnie. Wczoraj zbudowałam domowy szałas ( klik ), żeby Wandzia chociaż przez chwilę znalazła się w "innym" miejscu.
Tęsknimy do spacerów, podboju trawników, jeszcze trochę.
I u nas niedawne zmagania z zapaleniem uszka, wiem jakie to bolesne nie tylko dla dziecka!! juz niebawem wyjdziecie na upragnione spacery!
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu na spacery!
OdpowiedzUsuńuuu...ucho :( dobrze, że już lepiej. 3majcie się!
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJEMY.
OdpowiedzUsuń