Dzieje się dużo. Piszę mało. Poczynania wbrew logice są domeną mojej przekornej natury ;). Ząbkowanie weszło na level hard. Kilka nocy z rzędu koiliśmy ból małej W. nosząc na rękach, szepcząc, głaszcząc, tuląc, polewając dziąsła specyfikiem, który wydawał się nie zmieniać sytuacji, a w końcowej fazie podając czopek, zastanawiając się dlaczego było się na tyle otępiałym, że ten pomysł nie wpadł do głowy wcześniej.
Gdyby dało się gdzieś załatwić cesję w wyniku której ból mojego dziecka przepisany zostaje na mnie, dajcie cynk - przyjmiemy go z E. godnie, byleby nasza córka nie musiała przechodzić przez te męki.
Pomiędzy pojękiwaniami jednak sprzedaje na swoim kramie wielkie worki uroku, nowych umiejętności i słów.
Wszystkie wersje mojego zapału do aktywności fizycznej do tej pory fabrycznie wszytą miały metkę z ostrzeżeniem przed łatwopalnym materiałem. W akcie ukarania się za błędy przeszłości moje (powiedzmy) bieganie odbywa się w odzieniu zupełnie przypadkowym i nie do końca komfortowym. Obiecałam sobie, że jeśli uda mi się zmobilizować swój leniwy organizm i ospałego mocno ducha walki i sportu do treningów trzy razy w tygodniu przez miesiąc, nagrodzę się jakimś elementem stroju upodabniającym mnie jednak do innych zbłąkanych dusz biegających po pobliskim parku, a nie będących kloszardami (którym to mój dotychczasowy wizerunek zdecydowanie jest bliższy*)...
Jutro pobiegnę w getrach, nad którymi widniała informacja "przeznaczenie: kobiety, bieganie, zimne dni". Więc, tak, świętuje swój niewielki sukces i polecam taki rodzaj zadowolenia z walki z własną ociężałością (nie tylko fizyczną).
Post się kupy nie trzyma, ale kto właściwie chciałby się jej trzymać tak na prawdę. Dodam zatem również "od czapy" ( albo idąc tropem zgrubienia słów "od szala", "od kurty" albo "od płacha" ;)), że popełniłam czyn iście hipsterski za pewne i choć dopuściły się go w ostatnim czasie również Madonna i Monika Brodka, to pewnie nie usprawiedliwia to mojego kolejnego kroku w sprzedaży prywatności. Otóż i mnie instagram nie jest już obcy i pokazuje tam głównie dziecię swoje, co jest mym natchnieniem, uwielbieniem, inspiracją i wszechświatem. W celu jednak pozostawienia na sobie suchej nitki godności postanowiłam utrzymać wszystkie swoje zdjęcia w jednej konwencji, by w prowizoryczny sposób mieć uczucie własnego stylu.
dobrej nocy Mili moi :)
*I opinie publiczną przestrzegam przed atakami, niech ta opinia nawet nie próbuje ;) Bo nie, nie gardzę bezdomnymi i nie, nie jest to metafora o negatywnym nacechowaniu.
Jutro pobiegnę w getrach, nad którymi widniała informacja "przeznaczenie: kobiety, bieganie, zimne dni". Więc, tak, świętuje swój niewielki sukces i polecam taki rodzaj zadowolenia z walki z własną ociężałością (nie tylko fizyczną).

dobrej nocy Mili moi :)
*I opinie publiczną przestrzegam przed atakami, niech ta opinia nawet nie próbuje ;) Bo nie, nie gardzę bezdomnymi i nie, nie jest to metafora o negatywnym nacechowaniu.
Brawo za bieganie, tak trzymać! Swoją przygodę z aktywnością fizyczną również zaczynałam w wersji "na dziada". Ale czy "na dziada", czy "na wypasie" - najważniejsze są efekty i to uczucie dumy, gdy z wywieszonym językiem wracam do domu - mimo, że zmęczona, to pełna podziwu dla samej siebie, że kolejny raz pokonałam wewnętrznego lenia i ruszyłam zad z kanapy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy cierpiącą W. i życzymy, by wybijanie się uzębienia z okostnej było dla Niej jak najszybsze.
Kashtaniac & L-a
Instagramowy profil dodałam już do obserwowanych! ;)
OdpowiedzUsuńJa z ruszeniem swoich szanownych czterech liter poczekam na cieplejsze dni. A Tobie należy się szacun!Uwielbiam instragram, mam tam już niezłą kolekcję zdjęć począwszy od pierwszych dni ciąży. Będę śledzić.
OdpowiedzUsuńUffff, na myśl o bieganiu się zmęczyłam. Na myśl o ząbkowaniu jeszcze bardziej, a od kilku dni (i nocy) towarzyszy mi jęk mego syna i widok spuchniętych dziąseł jak się drze.
OdpowiedzUsuń