piątek, 23 listopada 2012

pęd

Wir życia, który to tak mi doskwierał, w zderzeniu z tematem ostatniego posta okazał się być zbawienny. Kiedyś widziałam w tv, jak pewien pan udzielając wywiadu mówił, że kiedy pojawiło się w jego życiu dziecko egzystencja przestała go boleć, po prostu do odczuwania tego dyskomfortu nie miał warunków. 

Za każde słowo zostawione przez Was pod ostatnim postem przesyłam wyrazy ogromnej wdzięczności.

Tym razem pozdrowienia od dawno niewspominanych towarzyszy doli i niedoli naszej rodziny.

Franciszek 

Milena
 

4 komentarze:

  1. Ojej, tak bardzo mi brak czworonożnego przyjaciela. Obiecuje sobie, że przygarniemy jakiegoś, kiedy Młoda już stanie na nogach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hau, hau, hau od moich kudłaczy w postaci owczarek niemiecki x 2 szt + kundlica tłusta jak serdelek ale kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U rodziców zawsze był jakiś pies. Teraz kiedy mieszkam na swoim nie mogę mieć zwierzaka. Po pierwsze mąż się nie zgadza a po drugie trochę system pracy nie pozwala na psa bo często jest tak, że nie ma nikogo w domu od 8 do 20 a nawet do 22 :( Może kiedyś... Ślicznie futrzaki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem pożyczam psa od rodziców jak mąż jest np przez cały weekend w pracy a ja mam wolne:)

    OdpowiedzUsuń