Opatrzność się nad nami zlitowała i sprawiła, że wydarzenia ostatnich dni podniosły mnie z materacykowego kryzysu. Dziś krótko o jednej z takowych sytuacji.
Po trzech latach nieobecności wizualnej we własnych życiorysach, ja i pewna bliska memu sercu młoda mama w końcu się spotkałyśmy. Ludzkie drogi czasami rozchodzą się i łączą na nowo z wielu przyczyn. W naszym przypadku nie było kłótni czy niesnasek, myślę, że po prostu życie się tak ułożyło. Moment w którym A. została mi zesłana na nowo jest momentem idealnym na ponowną jej obecność. Wizyta u niej, widok tego, jak swobodnie, a jednocześnie z polotem
i klasą radzi sobie z dwójką swoich małych córek, zadziałał na mnie kojąco. Mogłabym się w tym miejscu rozpisać, na temat tego, jak atrakcyjną młodą mamą jest A., jak dobrą zupę ugotował jej mąż, jak wiele uroku mają w sobie dwie, małe, mieszkające z nimi czarodziejki i jak bardzo bawi mnie uśmiech ich psa (słynny ponoć, na podobną skalę, jak uśmiech Mona Lisy ;)), ale rzecz jasna tego nie zrobię ;). Przyczyna jest prosta - A. czyta mojego bloga nadzwyczaj regularnie, a ja nie chcę, żeby post ten miał konsystencję wazeliny ;).
Koleżanka i tak pewnie się zarumieni gdy przeczyta posta.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNo cóż mogę powiedzieć... Powinnaś nas odwiedzać przed każdym wpisem na blogu :) A tak na poważnie, bardzo jest mi miło. Starsza czarodziejka już pytała o Ciebie, nie może się doczekać kolejnej wizyty Cioci ...
OdpowiedzUsuńcałuję Was
Usuń